Rozwój z miesiąca na miesiąc

Nigdy nie sądziłem, że po narodzinach syna czas będzie tak szybko płynął, że te pierwsze miesiące wystrzelą jak rakieta w kosmos. 

Zdałem sobie z tego sprawę, gdy kilka dni temu demontowałem bujaczek, w którym Alex „kiedyś” lubił spędzać czas.

Pamiętam doskonale, jak kurier przywiózł paczkę a następnie montowałem sprzęt, aby jak najszybciej pokazać go żonie i synowi. To było jesienią, przecież tak niedawno. Teraz mamy wiosnę a bujaczek jest już nieprzydatny. Teraz syn bardziej interesuje się chodakiem, bo on już przecież taki kozak więc trzeba uczyć się chodzić. Ja jako rodzic, który dziennie widzi swoje dziecko mam o tyle łatwiej, że widzę każdy jego postęp, każdy nowy wykonywany trik. 

Niestety nie każdy rodzic może tego doświadczyć, bo przebywa za granicą w rozłące z rodziną. Jeżeli się z dzieckiem spędza czas, uczy się go i dużo rozmawia, to potrafi się bardzo szybko rozwinąć. Nawet nie wiem, kiedy a nasz synek już potrafi usiąść na nocniku, a dopiero babcia upominała, że maluszka trzeba trzymać za szyje, gdy się go podnosi aby mu krzywdy nie zrobić.

Jeszcze niedawno opowiadałem w filmie, że nasz syn potrafi już trzymać samodzielnie butelkę, że jest to krok ku „samodzielności”, a już kilka tygodni później próbuje wspiąć się po małym stole, aby stanąć na nogi.

To jest niesamowite, że takie małe stworzenie potrafi w tak krótkim czasie się tak niesamowicie rozwinąć. Niedawno podawanie mleczka synowi było normą, nie było i nadal nie jest ciężkim i nadzwyczajnym zadaniem. Jeden poziom wyżej znajduje się karmienie stałymi posiłkami, bo to wymaga już większego zaangażowania, czasu i przede wszystkim cierpliwości. Każda czynność, która jest nowo odkryta przez dziecko, będzie aktualizowana aż do osiągnięcia maximum. 

Alex ma sporo kuzynów i kuzynek, sam obserwowałem ich rozwój i wiem, co mnie jeszcze czeka. Uważam, że to dobre, bo ja jako ojciec chcę się uczyć ojcostwa, chcę wejść na wyższy level a moim nauczycielem jest syn. Każdego dnia uczy mnie czegoś nowego, często nieznanego, za to mu bardzo mocno dziękuję.

Będzie pewien moment, gdy dziecko będzie po prostu szło przed siebie i opanuje to idealnie, nie będzie się przewracało i płakało z tego powodu. Może zbyt pewnie uznałem, że nie będzie się przewracało, bo człowiek w wieku 20-30 lat nadal jest dzieckiem swoich rodziców i nie raz straci równowagę. Przynajmniej mi się to jeszcze przydarza, wracając z imprezy (taki żarcik lecz zgodny z rzeczywistością).

Takich przykładów można wymieniać i wymieniać i wiem, że jeszcze nie raz dziecko zaskoczy nas jakąś nowością, czymś nieznanym chyba do końca życia. Jak by mogło być inaczej, skoro ja stary koń do dzisiaj zaskakuje swoich rodziców, nie raz pozytywnie, jak i negatywnie.

Porażek nie ma, są tylko lekcje, które trzeba odrobić, aby się poprawić i dojść do perfekcji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz