Wychowanie dziecka w dobie smartfonów i komputerów.

W czasach gdy byłem jeszcze dzieckiem, wychowywałem się i poznawałem świat, było zdecydowanie inaczej. Nie było tyle elektroniki, komputerów, smartfona, słodyczy i bajek w telewizji. Wszystkiego było mniej, paradoksalnie więcej, więcej frajdy ze zwykłych codziennych czynności.


Pamiętam jak czekałem cały dzień na „dobranockę”, bo była to jedyna bajka w ciągu dnia, która leciała w TV. Widząc teraz swojego syna, wczesnej obserwując rozwój dzieci znajomych i rodziny ewidentnie widzę różnice z „naszych czasów”. Przyznam się mocno bez bicia, że narzekam czasami, że małe dzieci wychowują się z smartfonem w ręku, że mają bajki pod dostatkiem i nie jest to dla nich żaden rarytas. Nie jest, bo to wszystko jest dostępne od już, na zawołanie. Mam 31 lat i czasami mocno się dziwię, wspominając tamte lata, lata dorastania, że dawaliśmy z kumplami radę bez współczesnych bajerów. 

Kiedyś narzekałem na ludzi, którzy mi opowiadali o swoich młodzieńczych latach, o tym, jak oni się wychowywali. Mówili, że brakuje im tych czasów, ja nie chciałem w to uwierzyć, nie brałem tego na poważne. Teraz sam jestem rodzicem i wiem, że mój syn zada mi pytania o moje młodzieńcze lata, zapewne nie uwierzy w to, co było kiedyś, że nie było tyle słodyczy w supermarketach, baaaa był tylko jeden supermarket i nie było tyle wyboru co teraz. 

Syn zapewne zdziwi się, że aby spotkać się z kumplem i udawać wojskowych nie trzeba odpalić kompa lub smartfona i włączyć grę, tylko wystarczy wyjść z domu i przejść się do sąsiada. Wyjść z domu i rozmawiać. Nie wirtualnie, lecz w realu. Tamte czasy nie wrócą, nie widzę światła w tunelu, aby coś się zmieniło. Ale czy musi się zmieniać? To tak, jakby wymagać od rolnika, aby zrezygnował z nowoczesnego ciągnika, w którym może uprawiać rolę w garniturze i przesiadł się na konia z pługiem. 

Doskonale o tym wiem, że przyczyniam się do tego, że mój syn wychowuje się zgodnie z zasadami współczesnego — cyfrowego — świata. Zbudzony rano przez syna, nie raz włączam kanał w TV przeznaczony dla najmłodszych(dostępny przez cały dzień, po to by syn się jeszcze na chwilę uspokoił, a ja mógł podrzemać chociaż 5 min. dłużej. Gdy syn jest smutny i chce mu się płakać biorę smartfona i włączam mu jego ulubioną piosenkę na YouTube… Nie wspominając o „tysiącu” zabawek, które niepotrzebnie leża porozwalane po pokoju. Robie to z wygody, jak pewnie wielu innych rodziców też. Pozwalam na to świadomie, bo mam ku temu narzędzia, choć bym chciał, to nie zatrzymam tego rozwoju, gdyż najpóźniej w przedszkolu przeprogramują go koledzy i koleżanki.


Świata nie zmienimy, bo sami sobie to tempo narzucamy. Gdyby nie nasze decyzje, decyzje rodziców, współczesny handel i sprzedaż mógłby wyglądać zupełnie inaczej. Wartość nowej zabawki lub bajki w TV byłaby zupełnie inna. Nie pozostaje mi nic innego jak wspomnienia, miłe wspomnienia z tamtych lat. Czasami tęsknie za patykiem z lasu, który miał służyć jako ciężki karabin maszynowy, a podrapany łokieć był dowodem odwagi i dobrej zabawy. Pozdrawiam też Smerfów oraz Bolka i Lolka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz